Koniec. Nigdzie dalej się nie ruszam
Ostatnie 75km i jestem w domu!
No, przynajmniej w Polsce. Zastanawiam się trochę nad pomysłem kontynuowania aż pod Obwód Kaliningradzki. Albo przynajmniej do Gdyni. No dobra, Międzyzdroje.
Nieee… moje mięśnie stanowczo się nie zgadzają. W momencie przekroczenia granicy Polski, nachodzi mnie nostalgia, serce wypełnia się afektem do kraju… Wróciłam, ojczyzno moja, i nigdzie się nie ruszam.
Niespodzianka! Wszystkie hotele w Świnoujściu są zajęte (a, taka tam ekstrawagancja na zakończenie trasy!), zmuszona jestem kierować się na kemping. Ał, szok kulturowy jest żywy i ma się dobrze! W czasie moich podróży po Europie zachodniej przyzwyczaiłam się, przyznaję, do pewnego standardu. Nic ekstra, naprawdę, tylko trawa, drzewa i namioty. Żadnych aut.
Musicie więc zrozumieć moje zaskoczenie, kiedy moim oczom pojawia się parking samochodów, z kilkoma namiotami upchniętymi tu i tam.
No ale koniec, nigdzie dalej się nie ruszam. Zrezygnowana, rozstawiam namiot na znalezionych 2 wolnych metrach pomiędzy jakimiś autami. A ponieważ trasę zamknęłam, mogę się rozerwać gdzieś na mieście, daleko od tego koszmaru. Albo walnąć się na plaży i palcem małym nie ruszać.
Postanawiam plan wcielić w życie. Niestety, pomiędzy mną a morzem, strategicznie rozstawione co 10 metrów są lodziarnie. Postanawiam podjąć wyzwanie i spróbować ich wszystkich. Do czasu dotarcia na plażę, jestem już w dziesiątym miesiącu ciąży jedzeniowej, a słońca prawie ani widu ani słychu. Co tam, jutro też jest dzień!
Pora poddać lody próbie porą wieczorową!
Przebyta dzisiaj trasa:
Dystans: 76,29 km
Średnie tempo: 17,9 km
Czas jazdy: 4:15 h
Całkowity dystans: 1077,4 km
No, przynajmniej w Polsce. Zastanawiam się trochę nad pomysłem kontynuowania aż pod Obwód Kaliningradzki. Albo przynajmniej do Gdyni. No dobra, Międzyzdroje.
Nieee… moje mięśnie stanowczo się nie zgadzają. W momencie przekroczenia granicy Polski, nachodzi mnie nostalgia, serce wypełnia się afektem do kraju… Wróciłam, ojczyzno moja, i nigdzie się nie ruszam.
Niespodzianka! Wszystkie hotele w Świnoujściu są zajęte (a, taka tam ekstrawagancja na zakończenie trasy!), zmuszona jestem kierować się na kemping. Ał, szok kulturowy jest żywy i ma się dobrze! W czasie moich podróży po Europie zachodniej przyzwyczaiłam się, przyznaję, do pewnego standardu. Nic ekstra, naprawdę, tylko trawa, drzewa i namioty. Żadnych aut.
Musicie więc zrozumieć moje zaskoczenie, kiedy moim oczom pojawia się parking samochodów, z kilkoma namiotami upchniętymi tu i tam.
I nazywają to kempingiem!
No ale koniec, nigdzie dalej się nie ruszam. Zrezygnowana, rozstawiam namiot na znalezionych 2 wolnych metrach pomiędzy jakimiś autami. A ponieważ trasę zamknęłam, mogę się rozerwać gdzieś na mieście, daleko od tego koszmaru. Albo walnąć się na plaży i palcem małym nie ruszać.
Postanawiam plan wcielić w życie. Niestety, pomiędzy mną a morzem, strategicznie rozstawione co 10 metrów są lodziarnie. Postanawiam podjąć wyzwanie i spróbować ich wszystkich. Do czasu dotarcia na plażę, jestem już w dziesiątym miesiącu ciąży jedzeniowej, a słońca prawie ani widu ani słychu. Co tam, jutro też jest dzień!
Pora poddać lody próbie porą wieczorową!
Przebyta dzisiaj trasa:
Dystans: 76,29 km
Średnie tempo: 17,9 km
Czas jazdy: 4:15 h
Całkowity dystans: 1077,4 km
Nie ma to emocji jak przekraczanie granicy...
Plaża o zachodzie.
I to by było na tyle.