poniedziałek, 2 maja 2011

Dzień 5

Poznań - Rawicz - 112km

Przedostatni kawałek rowerowania, mimo iż samotnie, pokonuje mi się znakomicie. Dzień rozpoczynam bardzo leniwie, bo z domu ruszam się dopiero o 10tej a i tak z Poznania wywlekam się późno, ponieważ zahaczam o KAŻDĄ istniejącą przy trasie piekarnię. We wszystkich wykupuję z pół inwentarza, więc jeśli usłyszycie kiedyś legendę o nienajedzonej rowerzystce, przez którą musieli zamknąć z powodu braku towaru to wiedzcie, że to nie legenda…

Kilometry pozostawiam w tyle dosyć sprawnie. Zaczynam się tak naprawdę zastanawiać (nawet i martwić!) kiedy zaczną się jakieś górki i pagórki. Jadę w końcu z północy na południe i pod górkę musi być! No ale tu nie ma… Wow! Chyba udało mi się odkryć trasę rowerową dla inwalidów, emerytów i rencistów! W podróżowaniu rowerem (uwaga, powiedziałam „podróżowaniu” a nie „kozakowaniu”) nie chodzi bowiem o to, by pokonywać najwyższe szczyty i najtrudniejsze trasy tylko żeby się przyjemnie transportować z punktu A do punktu B trasami najbardziej rowerowymi.

Trasy przyjazne rowerom to również te o ograniczonym ruchu samochodowym. Spokojne, ciche, po których można jechać środkiem, obok innego rowerzysty czy nawet pod prąd. Niestety nawet małe dróżki nie dają immunitetu przed kierowcami z lekką nadwyżką testosteronu.
Kiedy jadę tak sobie spokojnie środkiem mojego pasa ruchu, z tyłu, z niesamowitym hukiem silnika nadciąga kierowca, któremu bardzo się śpieszy. Potrąbuje na mnie niecierpliwie, więc zjeżdżam na dziurawe pobocze ale zła i wypełniona poczuciem krzywdy. Przecież droga jest i dla mnie! Kiedy widzę więc, że pan kierowca zatrzymuje się na przejeździe, podjeżdżam do niego na 3 słowa.
Tłumaczę mu, że mam takie samo prawo do tej drogi co on, a więcej miejsca niż samochód przecież nie zajmuję:
- no tak, ale gdyby coś z naprzeciw jechało?! – pyta się mnie pan poirytowany, z tonem niedowierzania w głosie jak gdyby zadał mi zagadkę stulecia.
- no to pan… poczeka! A na traktor by pan trąbił? – zadaję pytanie retoryczne.
Z retoryką pan jednak niezaznajomiony i jedyne co umie mi powiedzieć, to mnie trochę poprzedrzeźniać. Ach, jak milo znowu poczuć tą wspaniałą atmosferę dyskusji filozoficzno-egzystencjonalnych prowadzonych w przedszkolu…

No ale jadę dalej. Tak owocnie mi się pedałuje, że postanawiam zagaić nieco dalej niż do Krobi, by mieć poczucie, że coś dzisiaj przejechałam. Jadę więc do Rawicza. Do Ośrodka Sportu i Rekreacji gdzie pani recepcjonistka zaczyna rwać sobie włosy z głowy kiedy oświadczam, że jestem rowerem i na zewnątrz go nie zostawię.
- bo my tu tylko garaż mamy, ale tam roweru nie wstawim przecież!
- jesteśmy w Ośrodku Sportu i Rekreacji, do którego sportowo przyjechałam rowerem. Chyba znajdziemy jakieś rozwiązanie sytuacji?
No i znajdujemy, ale z bólem i dopiero kiedy nakreślam traumę mojego życia, związaną z kradzieżami rowerów. Skradziono mi już bowiem liczbę nadającą się do odnotowania w Księdze Rekordów Guinnessa. Cały europejski światek przestępczy jeździ na rowerach dostarczonych przez Karolę, począwszy od tego plastikowego trójkołowego, co mi go zwędzono jak miałam lat 3 i który ciągle opłakuję na sesjach z psychoterapeutą.

Dzień zakończony, rower schowany a ja smacznie ulokowana w pokoju. Totalny sukces, w szczególności zważywszy na to, że tylko raz zawołano do mnie dzisiaj per „pan” (sic). Dzisiaj zaszczyt mnie kopnął od około 100-letniego, nieco chwiejnie acz z zacięciem jadącego lokalnego Pana Rowerzysty. Tak… to musi być niewymowny efekt tych seksownych gatek kolarskich! Dziewczyny, polecam!!!

Przebyta dzisiaj trasa:
Dystans: 112.26
Czas jazdy: 5h07
Średnia prędkość: 21.8km/h
Prędkość maksymalna: 44.51km/h

Pozostało mi do przejechania

Dzień Trasa Km
03/05/11 Rawicz - Wrocław 60

Autostrada rowerowa.

Kraj przybrany odświętnie z okazji 3go maja.

W niepozornym miasteczku...

...rowerowa rewolucja: Polska na rowery!

I to by było na tyle.