niedziela, 1 maja 2011

Dzień 4

Mogilno - Poznań – 125km

Po dniu dzisiejszym, jest to oficjalne: Ewa z Mogilna to INSTYTUCJA!!! Ustawia najlepsze imprezki i zna najlepsze adresy. Po prostu gdyby można było, to bym jako rzecz obowiązkową *wszystkim* zadała odwiedzenie jej! Wiecie, tak jak z jadłodajniami Michelin:

1* - jeśli knajpa jest przy drodze to nie można jej ominąć,
2** - nawet jeśli nie jest, to trzeba się przejść,
3*** - dla takiej „zbacza” się z trasy i z 200 kilometrów!

Ewa to 3-gwiadkowa przystań podróżnicza. Przykład: kiedy poszliśmy do pobliskiego kościoła, tylnymi drzwiami wzięła nas na zwiedzanie jego tajnych-przez-poufnych zaułków. Zakumplowany ksiądz kazał jej wtedy poprzysiąc, że *nie* wskoczy do najstarszej studni by pokazywać ją nam od środka (obiecała ale i tak musieliśmy ją przytrzymać bo się zamierzała…)

Tego słonecznego dnia Ewa prowadzi nas radośnie i śpiewnie malowniczą trasą aż do Niestronna. Zapodaje (bez nuty fałszu) najlepsze hity ogniskowe, zresztą sprawdźcie sami:


!!! Niech żyje 4-osobowa Rowerowa Masa Krytyczna !!!

Roweruje z nami także dzielnie Tina i dla niej należą się brawa uznania, gdyż jest pół-chora i jedzie na składaku:


Rozstajemy się z dziewczynami gdzieś za Niestronną i dalej gnamy z Pawłem sami. Trasa jest przednia, prowadzi niemal cały czas przez lasy i pola, płaska jak deska. Jedyny mrożący krew w żyłach moment nadchodzi kiedy musimy przejechać 2 kilometry po piasku. Niby nic, ale kiedy ma się cienkie opony, rower drga na wszystkie strony! Niebezpiecznie się robi ale, że upieram się, że przejadę - jadę, uczepiona roweru paznokciami, z prędkością 5km na godzinę… Paweł na szczęście mnie nie opuszcza tylko czeka cierpliwie aż przebrnę przez piasek.

Nadmienię tylko jeszcze, że ów piaskowy przejazd przez pola jest twardo zaznaczony na mapie Polski jako „droga” z wielkiego zdarzenia!

Jazda z bio-informatykiem takim jak Paweł ma charakter naukowo-informacyjny. Mój towarzysz drogi wyjaśnia mi dlaczego moje zjadane po drodze hamburgery nie stanowią podstawy diety sportowców (kurcze, a to mi marzenia w gruz legły!), tłumaczy (z obrazkami!) jak funkcjonuje ciało człowieka i które napoje izotoniczne to „pic na wodę” (dosłownie!) a które nie. A to wszystko wspomagając się po drodze czekoladami i ciastkami…

Do Poznania dojeżdżamy około 17tej. Z Pawłem żegnam się pod jego osiedlem i gnam dalej, na drugi koniec miasta do mojej Couchsurferki Ani.

Po drodze zahaczam jeszcze o malowniczy poznański rynek…

Przebyta dzisiaj trasa:
Dystans: 125.04km
Czas jazdy: 5h52
Średnia prędkość: 20.97/h
Prędkość maksymalna: 44.93km/h

Pozostało mi do przejechania

Dzień Trasa Km
02/05/11 Poznań – Krobia 80
03/05/11 Krobia – Wrocław 84

Śniadanko "in the making"!

Ekipa rowerowa gotowa do drogi.

Jechało się odświętnie.

Kapliczka przy drodze.

Drewniana!

I jesteśmy poza miastem.

Za górami, za lasami...

Wszyscy jadą i twardo trzymają się kierownic. Nawet pod górkę!

Ale dobra fota musi być!

Poznań!

Droga na Rynek. Brukowana.

Kolorowe centrum miasta.

Ratusz.

Rynek ciąg dalszy.

Z kolejnym kolegą rowerowym: trochę sztywny był na początku, ale później się rozkręcił.

I to by było na tyle.